…ale marketing kocha wszystkich – Relacja z konferencji Marketing i Technologia w Poznaniu
Użyto dużo angielskich słów,
które osobiście zamieniłabym na ładnie brzmiące, polskie odpowiedniki, ale poza
tym było warto wstać o 6:00 rano, by na czas dostać się do Poznania na trzecią
już konferencję Technologii i Marketingu,
zorganizowaną w WSNHiD w Poznaniu. Choć prelekcje były bardziej przedsmakiem
tematów, o których rozprawiali prelegenci – trwały ok.
30-45min – można było się dowiedzieć wielu interesujących rzeczy.
Technologia mówi - Wymyśliliśmy nowy produkt!
Marketing mówi - A kto wam go kupi?
Poniżej streszczenie najciekawszych punków programu:
Kamil Dziadkiewicz z Omni3D – O druku w marketingu
Druk 3D rozbudza kreatywność
Nadpobudliwy ruchowo i słownie prelegent,
któremu na wstępie sala zaśpiewała „sto lat”, skupił się na technologii druku
3D FMD, wykorzystywanej zarówno w marketingu, jak i realizacji dziecięcych
marzeń.
FMD to najtańsza i najszybsza,
choć najmniej precyzyjna z trzech technologii druku 3D, opierająca się na
komponentach plastiku. Przygotowując dla klienta, w przykładzie, producenta
wody mineralnej, projektunowej butelki, można za dosłownie kilkaset złotych
przedstawić namacalną próbkę produktu, co jest fantastyczną alternatywą dla bardzo
drogiego i długotrwałego przygotowywania formy w specjalistycznej firmie.
Ponadto technologia ta pozwala już na etapie projektowania eliminować błędy i
wprowadzać poprawki. Rozbudza również kreatywność i poprawia samopoczucie
pracowników – za przykład pan Dziadkiewicz przytoczył tutaj firmę,
która zakupiła takie urządzenie na swoje potrzeby. Nie dość, że oszczędzała ona
czas przy kreacji modeli – bo zamiast rzeźbić je ręcznie w glinie,
wystarczy wydrukować – to jeszcze pracownicy mogli stworzyć dla
siebie np. figurki postaci z gier, wg. własnego pomysłu, które nigdy nie zostały
wyprodukowane. Podwójna korzyść.
Ludzie oszukują ludzi, wykorzystując w tym celu narzędzie, jakim jest marketing, choć istotą marketingu, nie jest wszakże manipulacja, lecz wywieranie wpływu
Jacek Kotarbiński – rynkolog, bloger i autor książek o
marketingu.
Najlepiej pracują ludzie z pasją – najgorzej niewolnicy.
Czy pistolet zabija? – nie.
Zabija człowiek, który pociąga za spust.
Czy marketing oszukuje
ludzi? – nie. Ludzie oszukują ludzi, wykorzystując w tym celu narzędzie,
jakim jest marketing, choć istotą marketingu, według słów pana Kotarbińskiego,
nie jest wszakże manipulacja, lecz wywieranie wpływu.
Tak jak
kiedyś marka była synonimem dobrego rzemieślnika, który reklamował swoją pracę
własnym nazwiskiem, tak obecnie działa ona na zasadach, które opisałam w
artykule Reklama sprzeda Ci marzenie…
– siłą współczesnej marki jest jej rozpoznawalność.
Jednak po erze marketingu, który
zniszczył zaufanie do marek, głównie przez działania wielkich korporacji,
przyszedł czas na marketing, który na powrót kojarzony byłby z solidnością i
zaufaniem. Dzieje się tak, gdyż współczesny klient, staje się klientem świadomym,
o coraz większej sile wywierania wpływu, czego firmy nie mogą ignorować.
Prelegent zwrócił również uwagę
na siłę dobrych relacji w firmie i życzył słuchaczom, aby pamiętali o tym,
zakładając własny biznes.
Zmysł węchu jest najbardziej pierwotnym, wciąż jeszcze nie zbadanym w pełni zmysłem, którego nie można oszukać.
Marta Sembab i Maciej
Kawecki – Komunikacja
sensoryczna marki
Jak pachnie marka?
Jedna z najbardziej pasjonujących
prelekcji, prowadzonych przez jedyną w Polsce specjalistkę – zwaną senselier – od sense brandingu, czyli wpływu sensoryki
na postrzeganie marki i dyrektora kreatywnego firmy zajmującej się kreacją marki.
Wykorzystanie zapachu w
marketingu nie jest dla mnie nową techniką, ale byłam przekonana, że w naszym
kraju, specjalistów w tej dziedzinie będzie więcej, a tu zaskoczenie.
Według słów pani
Sembab – która prowadzi szkolenia z tego zagadnienia nie tylko w
Polsce, ale również w pozostałych krajach Europy – zmysł węchu jest
najbardziej pierwotnym, wciąż jeszcze nie zbadanym w pełni zmysłem, którego nie
można oszukać. Jeśli pewnej silnej emocji towarzyszy jakiś zapach, za każdym
razem gdy go poczujemy, te wspomnienia do nas wrócą. Chyba, że zostaną
wyparte – w towarzystwie tego zapachu – przez jeszcze
silniejszą emocję. W jej opinii, wszystkie wartości można wyrazić za pomocą wrażeń
zmysłowych.
Aby udowodnić siłę, jaka tkwi w
wykorzystywaniu zapachu, prelegenci przytoczyli kilka autentycznych sytuacji.
– Wyniki badań
eksperymentu, przeprowadzonego w jednym z zakładów karnych. Przez trzy
miesiące, systemem wentylacji do cel, wprowadzano zapach pomarańczy. Już po
trzech tygodniach, zauważono spadek poziomu agresji oraz depresji u osadzonych.
Częściej i chętniej, korzystali oni również z oferowanych form rekreacji.
– Firma produkująca rolls
royce, odnotowywała niskie zainteresowanie nowym modelem samochodu. Z badań,
które przeprowadzono wynikało, że potencjalnym klientom brakowało woni skóry i
drewna, towarzysząc staremu modelowi. Gdy wprowadzono system rozpylania
charakterystycznej mieszanki zapachowej, problem zniknął.
Prelegenci podawali również
przykłady kreowanych przez siebie marek na zamówienie, w których wykorzystali
potencjał wrażeń zapachowych:
– Mały gabinet dentystyczny Matejki 7 stomatologia – negatywnie
kojarzący się zapach środków do dezynfekcji, przytłumiono subtelnym zapachem
waty cukrowej, co podobno ma nasuwać przyjemne skojarzenia z dzieciństwa
– Michał Więckowicz Wine Coach – firma zajmująca
się dopasowywaniem rodzajów wina do potrzeb emocjonalnych konkretnego klienta i
jego preferencji żywieniowych. Papier, w który zawinięte są butelki, nasączane zostają
zapachem kupowanego wina, aby jeszcze przed odkorkowaniem, móc zaznajomić z
bukietem trunku.
Ignoranci są pewniejsi siebie, niż ludzie doświadczeni. Co nie znaczy, że mają rację, ale czas uczy pokory.
Roman Łoziński z Arts
Thanea – Badania nad
efektywnością reklamy
Jeśli myślisz, że wpadłeś na genialny, innowacyjny pomysł – najpewniej
ktoś wpadł na niego przed tobą.
Flegmatycznie mówiący prelegent,
który swoim bogatym w anegdoty z własnego doświadczenia wywodem, porwał całą
salę. Pan Łoziński opowiadał m.in. o swoich początkach w branży reklamowej w
rozwijającym się dopiero systemie Internetowym w Polsce, przed ponad dziesięciu
laty, gdy jako młody ignorant obiecywał klientom cyfrowe gruszki na wierzbie, przekreślając wieloletni
dorobek i doświadczenie swoich starszych kolegów, którzy duże marki wykreowali
jeszcze przed erą Internetu. W dodatku oferował swoje usługi za ułamek ceny
rynkowej. Kompletnie nie rozumiejąc psychologii przeciętnego Kowalskiego,
zgarniał pulę kontraktów, dając klientom to, czego pragnęli najbardziej – całkowitą
mierzalność i 100% pewne statystyki. Później jednak okazało się, że tłum
zachował się zgoła inaczej, niż sobie to założył i z podkulonym ogonem musiał
przyznać rację, tym których wcześniej zdyskredytował.
Historia toczyła się wokół
problemu efektywności wyszukiwania informacji i atakowania informacją ludzi
buszujących po sieci. Jak się okazało, licznik kliknięć w migoczący baner,
który stanowił punkt wyjścia badań rynkowych, był niewiarygodny. Badając profil
„klikaczy” wyszło na jaw, że nie jest to klient docelowy firmy, gdyż z reguły,
były to:
– osoby o niskich dochodach
– niskim wykształceniu
– nie obytych z Internetem
– w nastoletnim wieku
Zgłębiając sprawę, okazało się,
że reklama internetowa działa na podobnych zasadach jak telewizyjna. Już samo jej
wyświetlenie może na tyle zapaść w pamięć, by klient poszukując produktu,
skojarzył otrzymaną niegdyś informację – jednak tego wpływu,
nie można było już zmierzyć.
Jak sam przyznał prelegent,
ignoranci są pewniejsi siebie, niż ludzie doświadczeni. Co nie znaczy, że mają
rację, ale czas uczy pokory. Teraz pan Łoziński jest bogatszy o wiedzę i
doświadczenie, ale kolejny młody ignorant zgarnia pulę zamówień wierząc, że
odkrył Amerykę.
Po co bazować na silnych podstawach starych wyjadaczy, skoro 13-sto
letni Bartek z Białegostoku ma komputer i może nam to zrobić za 600zł?
Na konferencji nie zabrakło również wystawy z ciekawostkami technologicznymi, ani ciastek i kawy.
Miałam okazję przejechać się
wirtualną kolejką górską zakładając na nos gogle Oculus – mój błędnik
autentycznie wariował, a ja kurczowo trzymałam się krzesła i czułam szybsze
bicie serca, gdy wagonik spadał w dół…
Można również było wydrukować
kilka drobiazgów drukarką 3D, obejrzeć drony, zrobić sobie pasek zdjęciowy w
kabinie do robienia zdjęć i sprawdzić pogodę oraz rozkład jazdy na interaktywnym
przystanku autobusowym.
Za rok, raczej nie zabraknie mnie
na czwartej konferencji z Marketingu i Technologii.
Za zdjęcia dziękuję Sarze Wawrzeła.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz