wtorek, 2 września 2014

Ilustracja w książkach dla dorosłych

 ... niekoniecznie od lat 18-stu

 

Nie tylko dzieci lubią patrzeć na obrazki. Dorośli także chętniej sięgają po teksty urozmaicone ciekawymi ilustracjami. Pierwszy z brzegu dziennik zawiera satyry Jana Kozy, Marka Raczkowskiego, czy Andrzeja Mleczki. Na łamach magazynów, coraz częściej możemy podziwiać prace uznanych polskich ilustratorów. Opakowanie wódki Absolut ozdobili polscy artyści uliczni, kryjący się pod pseudonimami Chazame, Sepe, Aqualoopa oraz Tyber. Ilustracje umieszcza się na odzieży, znaczkach, pocztówkach, reklamach, plakatach… Prace te stanowią z jednej strony ozdobę, z drugiej silny symbol, na który w pierwszej chwili zwraca uwagę odbiorca.


Ilustrowana współcześnie beletrystyka dla młodzieży i dorosłych, stanowi zaledwie margines, choć jeszcze do połowy ub. stulecia była to praktyka dość częsta.


Dlaczego więc tak rzadko ilustruje się książki? Zwłaszcza fabularne. Ilustrowana współcześnie beletrystyka dla młodzieży i dorosłych, stanowi zaledwie margines, choć jeszcze do połowy ub. stulecia była to praktyka dość częsta. Wzbogacone o obraz zdarzają się luksusowe wydania najbardziej znanych pisarzy, wznowienia ważnych pozycji, w których ilustracje są przedrukowane ze starszych wydań lub te, które ryciną/rysunkiem opatrzył sam autor i stanowią integralną część dzieła.


(po lewej) Dziecko Rosmery, Ira Levin. Ilustracje: Barbara Ziembicka-Sołtysik
(po prawej) Folwark zwierzęcy, George Orwell, Ilustracje: Jan Lebenstein
Satyry, Ignacy Krasicki. Ilustrator: Jan Marcin Szancer
Pierścień i róża, William Makepeace Thacker. Ilustrator: nie znalazłam

Winnetou, Karol May. Ilustrator: Heinz Osthoff

W Polsce, wydawnictwami które na stałe wprowadziły ilustracje do wydawanej przez siebie beletrystyki są m.in. Fabryka Słów i Wydawnictwo Uroboros. Jednak najlepiej znanym w naszym kraju przykładem ilustracji prozy fabularnej, jak na ironię nie jest książka, a gazeta. Miesięcznik Detektyw z pracami Jacka Rupińskiego i mniej znane Śledztwo oraz Nowa Fantastyka.

(po lewej) KAL 007 nie odpowiada..., Leszek Malec. Ilustracje: Jacek Rupiński
(po prawej) Wojna w blasku dnia, Peter V. Brett, Ilustracje: Dominik Broniek

Gdy kilka tygodni temu wpadłam na pomysł dzisiejszego tematu, zastanawiałam się co jest powodem zaniku ilustracji książkowej. Najpierw byłam przekonana, że sami czytelnicy nie są tym zainteresowani. Nie chciałam jednak kierować się uprzedzeniami, dlatego postanowiłam przeprowadzić krótką ankietę.

Czy uważasz, że beletrystyka mogłaby być powszechniej ilustrowana?
Tak
Nie
Dlaczego?

Odpowiedziało mi przeszło 40 osób w wieku pomiędzy 14 a 40 rokiem życia.



Pomimo, iż ankieta została przeprowadzona na małej grupie, wyniki bardzo mnie zaskoczyły.

Niektóre z podanych uzasadnień:
  • Tak, ponieważ czytelnicy mogliby w lepszy sposób zobrazować postacie oraz miejsca, o których czytają. Innym plusem ilustracji jest rozwijanie wyobraźni u czytelników, którym ciężko jest zwizualizować przedstawione w książce rzeczy.
  • Dlaczego nie ilustrować książek dla młodzieży i dorosłych? O ileż piękniejszą jest ilustrowana wersja np. którejś z powieści Verne'a od tej zapisanej "od deski do deski"? Można na chwilę oderwać się od czytania i docenić pracę artysty plastyka, który uchwycił jakiś "kadr" z minionego rozdziału.
  • Tak – żeby wprowadzić czytelnika w klimat, ale nie ilustracją dosłowną i szczegółową, żeby nie zastępować wyobraźni, bardziej w zarysie lub symbolicznie
  • Tak – wtedy łatwiej przekazać treść i łatwiej zapamiętać co jest w książce.

Negatywnie nastawieni do pomysłu argumentowali swój wybór tym, że książka powinna bazować na wyobraźni.
Niezdecydowanych martwiła kwestia ceny oraz negatywny wpływ ilustracji na wyobraźnię.
Wymienione wyżej obawy podzielała również spora grupa ankietowanych, która odpowiedziała na pytanie twierdząco.

Większe koszta to rzeczywiście uzasadniona obawa. Zwłaszcza dla tych, którzy podobnie jak ja często kupują książki. W stosunku do siły nabywczej złotówki, koszt książek w Polsce trzyma się górnego pułapu na tle Europy. W Wielkiej Brytanii, zakup przeciętnie wydanej, średniej grubości pozycji, oscyluje średnio wokół 8-20 funtów – w Polsce 30-40zł. Choć w przeliczniku wychodzi podobna kwota, to przy założeniu, że złotówka ma się do funta jak 1:1 i tak płacimy trzy razy więcej niż nasi sąsiedzi.

Ilustracje mogłyby podnieść ceny książek, choć trzeba zauważyć, że wspomniana wcześniej Fabryka Słów, Wydawnictwo Uroboros czy choćby Wydawnictwo Morpho dla którego zilustrowałam dwie pozycje, swoje książki utrzymują w przeciętnej jak na polskie warunki cenie 25-40zł. Ilustrowane w kolorze wydanie Hobbita z 2012 wydawnictwa Amber, z pracami Alana Lee, także mieściło się w tym przedziale.


Hobbit, J.R.R. Tolkien. Ilustrator: Alan Lee

Odnośnie drugiego zarzutu – ograniczenia pracy wyobraźni – ankietowani wypowiadali się następująco:
  • Mnie te ilustracje drażnią.  Nie mam zamiaru rozstrzygać jakości kreski artysty, spora część rysunków nie jest zła, ale sprawiają one, że książka nabiera trochę młodzieżowej, komiksowej maniery. Uwielbiam tę manierę, co nie znaczy, że wszędzie pasuje. (...) Sama sobie mogę wyobrazić, jak jeden szlachcic szlachtuje drugiego szlachcica, nie potrzebuję do tego szkicu. W takich wypadkach chętniej widziałabym rysunek czy zdjęcie konkretnego rodzaju zbroi, pałasza, wozu itp.  – o ilustracjach do książek Jacka Komudy.
  • Ilustracje nie mogą być zbyt szczegółowe. Nie mogą zastępować wyobraźni czytającego. Dajmy na to, mamy opis króla siedzącego na złotym tronie w komnacie, to ilustracja nie może pokazywać tego ze wszystkimi szczegółami, bo to jest bez sensu. Czytelnik nie ma możliwości samemu sobie tego wyobrazić. Ilustracja powinna pokazywać pewien zarys czegoś, oddając ogólny klimat.

 

Ilustracja idzie swoją własną ścieżką, może pewne rzeczy uzupełniać, rozwijać te wątki, które są zaledwie sygnalizowane w literaturze.


O ilustracjach z wyżej wymienionych wydawnictw trudno powiedzieć, aby stanowiły uzupełnienie tekstu, przynajmniej w większości. Przedstawiają dokładnie to, co opisał autor. Bazują na dosłowności.
Bardzo trafnie problem ten ujął Józef Wilkoń w wywiadzie dla Dzielnicy Rodzica – polski ilustrator, malarz i historyk sztuki:

Niektórzy myślą, że ilustracja powinna skromnie się mieścić w przedstawieniu tego, co jest napisane. Ja mam inny punkt widzenia, ilustracja towarzyszy, idzie swoją własną ścieżką, może pewne rzeczy uzupełniać, rozwijać te wątki, które są zaledwie sygnalizowane w literaturze. Jak coś w literaturze jest pięknie opisane, to moim zdaniem nie ma sensu tego powtarzać. Uroda tkwi w słowie, po co robić masło maślane?

Wydawnictwo Mundin przed rokiem podjęło się próby wydania ilustrowanej serii kryminałów Charlesa Willeforda. Obecnie na koncie firmy figurują już dwie pozycje: Miami Blues ilustrowana przez Aleksandrę Niepsuj oraz Nadzieja dla umarłych z pracami Mikołaja Moskala. Jednak cena obu tytułów w dniu wydania sięgała 50zł. Z jednej strony to dużo, z drugiej cena jest adekwatna do wydania. Miami Blues, które sama posiadam, zostało starannie i pięknie przygotowane – posiada twardą oprawę, biały matowy papier i serię kolorowych ilustracji, które są dokładnym przeciwieństwem wyżej wymienionych rysunków.
Prace na pierwszy rzut oka wydają się być wyłącznie geometryczną abstrakcją, „sztuką dla sztuki”, ale już w czasie lektury, czytelnik zaczyna dostrzegać ich sens i cieszy go rozwikłanie zagadki. Na początku byłam nieco sceptycznie nastawiona do tego stylu, tym bardziej że sama tworzę w skrajnie innym, jednak nie zawiodłam się. Dzięki wywiadowi dla Book znami, Aleksandra Niepsuj jeszcze bardziej zyskała moją przychylność.

Już samo słowo "ilustracja" podpowiada, że nie jest to samodzielny rysunek, ale obraz towarzyszący określonej treści. Wierzę, że odpowiednio zaprojektowana ilustracja uzupełnia lekturę, wzmacnia przeżycia, utrwala treść, potęguje rytm. Umiejętnie dozowana nie jest tak dosłowna jak filmowa adaptacja, która na zawsze odciska piętno – ogranicza wolność wyobraźni.

Miami Blues, Charles Willeford. Ilustrator: Ola Niepsuj
Nadzieja dla umarłych, Charles Willeford. Ilustrator: Mikołaj Moskal

Patrząc na koszt związany z lepszą oprawą oraz zatrudnieniem dobrych miejscowych projektantów, 50zł za beletrystykę od Mundin nie wydaje się tak wysoki. Jednak, jak już pisałam wcześniej, jeśli ktoś kupuje książki regularnie, to różnica 20zł na jednej pozycji, może znacząco nadszarpnąć budżet.
W końcu herbata pita z glinianego kubka smakuje tak samo jak z porcelanowej filiżanki. Z drugiej strony, poradniki zdrowotne przekonują, że je się także oczami.

A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?

P.S
Możecie o tym przeczytać także tu: Ilustracja dla dorosłych, Maria Nowakowska

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

TOP