Krakowskie
Targi Książki, podobnie jak mój krótki urlop, skończyły się i czas było wracać
do domu. Pięciogodzinną podróż pociągiem miałam wypełnić pracą, ale książka
nęciła. Nowiutka, wydana ledwo przed dwoma tygodniami świerzynka Beaty
Bochińskiej Zacznij kochać design
— poradnik dla tych, którzy chcą rozpocząć przygodę z kolekcjonerstwem
sztuki użytkowej. Ja chcę — powiedziałam do Damiana, kiedy brałam ją z półki. Ale już po przeczytaniu
pierwszego rozdziału kręciłam nosem — nie tego oczekiwałam. Moja
dotychczasowa wizja kolekcjonerstwa była bardzo romantyczna — Bochińska wylała
mi na głowę kubeł zimnej wody.
Beata
Bochińska — historyczka designu, specjalistka zarządzania designem i
rozwojem produktu, kolekcjonerka, producentka, była prezes Instytutu Wzornictwa
Przemysłowego... wymieniać można by jeszcze dłuższą chwilę, ale po to odsyłam
Cię Czytelniku na stronę autorki. Istotnym jest, że pani Bochińska zna się na
rzeczy i w swojej książce dzieli się swoją wiedzą oraz doświadczeniami,
okraszonymi garścią anegdotek z zakresu kolekcjonerstwa sztuki użytkowej. Nie
pozostawia złudzeń — to praca i nauka, a nie tylko ślepe wynajdywanie
kolejnych "fajnych rzeczy" — zwłaszcza jeśli chce się osiągnąć
zamierzony cel, jakim jest stworzenie wartościowej kolekcji i na przykład...
sprzedanie jej za wcale niemałe pieniądze. Jednak nie jest to droga do
szybkiego i łatwego zarobku. Jak się okazuje, tworzenie kolekcji trwa średnio
piętnaście-dwadzieścia lat! Design trzeba zatem kochać, ale na pewno nie ślepą
miłością. Łatwo wtedy ulec rozlicznym pokusom i zamiast wartościowego zbioru,
stworzyć kosztowny misz-masz.
Po
przebrnięciu przez dwa pierwsze rozdziały, byłam przekonana, że nie jestem
adresatką tej publikacji. (I zaczęłam żalić się na ten temat Damianowi).
Liczyłam na anegdotki historyczne, ciekawostki i informacje na temat
przedstawicieli polskiego wzornictwa. Najlepiej tego meblarskiego. Tymczasem
nie dość, że autorka skupiła się na najmniej interesującej, a wręcz pogardzanej
przeze mnie dziedzinie, jaką jest szkło i ceramika, to jeszcze kolekcjonerstwo,
o którym pisała, nie było tym, o którym cały czas myślałam. Moim celem jest
wypełnienie domu wyjątkowymi przedmiotami, na własny użytek. Nie jestem pasjonatem konkretnych typów przedmiotów,
projektanta, technologii, czy okresu. Każdy przedmiot może być rękawiczką od
innej pary, byleby ta rękawiczka odpowiadała moim gustom.
Projektanci nie byli postrzegani, jako istotny element powstawania danego produktu
Od
rozdziału trzeciego, autorka zawładnęła moim sercem. Beata Bochińska zaczęła
snuć opowieść o tym, co kierowało projektantami okresu PRL. Dlaczego pewne
przedmioty były tworzone tak, a nie inaczej. Jakie zadania miały spełniać. Dlaczego cieszyły się popularnością w kraju i zagranicą. Rozbawiły mnie niektóre anegdotki z jej doświadczeń zawodowych i bardzo zdziwiło, gdy przeczytałam, że projektanci nie byli postrzegani jako istotny element powstawania danego produktu.
Niewiele jest w naszym kraju dzieł poświęconych historii polskiego wzornictwa
oraz jego twórcom. Wiele projektów zaginęło, gdyż nigdy nie przykładano wagi do
ich poprawnego skatalogowania oraz ochrony. Ponadto wzory, formy i zdobienia w
okresie PRL przepływały swobodnie pomiędzy zakładami. Nikt nie słyszał o tantiemach, prawach autorskich czy choćby wpisaniu
nazwiska projektanta do katalogu. Co więcej, część patentów, rozwiązań i
wzorów, przejęły w posiadanie zagraniczne firmy, gdy wykupywały polskie fabryki.
Jest to bardzo przykre, zważywszy na to, że wieść o doskonałych polskich
projektantach, konstruktorach i inżynierach, przyciągała ludzi z zagranicy. A ci chcieli uczyć się od naszych fachowców. W 1961 roku, do polskich fabryk trafił m.in.
Ingvar Kamprad, legendarny założyciel Ikei! Jeszcze smutniejszym jest fakt, że znajdą się osoby, które nie dość, że polskiego designu nie chwalą, to jeszcze śmią twierdzić, iż go w ogóle nie było! Na pal takiego delikwenta.
Książka
Bochińskiej zmieniła moje postrzeganie designu oraz co ważniejsze —
przedmiotów produkowanych masowo. Najważniejszą myśl, jaką z niej zapamiętałam
to:
Dla kolekcjonera dizajnu liczy się przede wszystkim jakość projektu. Potem popularność projektanta, a dopiero potem nakład, czyli liczba wyprodukowanych sztuk. Nigdy odwrotnie.
Po przeczytaniu całości dostrzegłam, jak bardzo krótkowzroczna byłam w
patrzeniu na pewne sprawy, w tym na pierwsze rozdziały tej publikacji! Autorka wpłynęła na mnie do tego stopnia, że moja obojętność względem ceramiki
użytkowej oraz antypatia do produktów ozdobnych z ceramiki i szkła wyewoluowała,
może nie w miłość, ale szacunek dla tych wyrobów. Muszę ponadto przyznać, że pomimo iż mój plan na stworzenie kolekcji
jest inny, niż ten, o którym pisze Beata Bochińska, to jednak jej rady są po
prostu uniwersalne. I będą mi drogowskazem. Zacznij kochać design to przewodnik dla
początkującego kolekcjonera i pasjonata sztuki użytkowej. Powinien sięgnąć po
niego każdy, kto pragnie rozpocząć swoją przygodę z kolekcjonowaniem nie tylko
polskiego, ale designu w ogóle — Niezależnie od tego czy ma w planach stać się poważnym
kolekcjonerem, czy pozostać pasjonatem.
P.S
Po
lekturze Zacznij kochać design Beaty
Bochińskiej, uznałam, że czas najwyższy wyjąć z piwnicy mój przyszły prezent
ślubny — nigdy nie używany porcelanowy zestaw obiadowy Iwona z Chodzieży wraz z zestawem sztućców
z fabryki "Lefana" z Legnicy. Zestaw otrzymała w prezencie moja mama.
Gdy w 1988 roku rodzice przeprowadzali się do naszego obecnego domu, zestaw
został spakowany i wyniesiony do piwnicy. Od tamtej pory nikt do niego nie
zaglądał, choć naszą piwnicę regularnie nękały letnie podtopienia.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz