poniedziałek, 16 marca 2020

Jak wydać komiks? Wywiad z Bartłomiejem Sztobrynem - pomysłodawcą "Dzikusek"




Komiks Dzikuski, autorstwa trio: Bartłomieja Sztobryna – Anny Turkiewicz – Ryszarda Łobosa odpowiedzialnych kolejno za scenariusz, rysunek oraz kolor i liternictwo, podejmuje tematykę antybohaterów i antyheroizmu. I nie myślcie, że tyczy się to ogranych już amerykańskich klisz zdegenerowanych mocarzy. W tej opowieści spotkacie dwie młode dziewczyny: telepatkę Igę i telekinetyczkę Olę, które łączą siły w celu odkrycia, skąd wzięła się moc Igi, aby następnie stoczyć walkę z przywódcą sekty “super-ludzi”.

Bartłomiej Sztobryn bohater dzisiejszego wywiadu podzieli się z Wami historią swojej drogi ku wydaniu autorskiego komiksu.


Krótko opisz komiks i ekipę.

A to ci zadanie! Obawiam się, że naszej ekipy – podobnie zresztą, jak każdej drużyny kreatywnych pasjonatów – nie da się opisać krótko, jednocześnie nie umniejszając nam w ten czy inny sposób. Ale zatrzymajmy się przy tym, co już powiedziałem – jesteśmy ekipą Kreatywnych Pasjonatów… Żeby nie rzec wariatów 😉


Skąd i jak wykwitł pomysł, by samodzielnie wydać własny komiks?

Pomysł wykwitł akurat jako taki na opowieść, nie konkretnie na komiks. Jednak tematyka była tak bliska historiom, które wiodą prym właśnie w medium komiksowym, że uznałem, iż ta grupa odbiorców będzie najbardziej właściwa. I nie, absolutnie nie myślałem, żeby wydawać komiks samodzielnie, zwłaszcza, że ze mnie jest taki grafik, jak „idź stąd i nie wracaj” :D 


Jak się do tego zabieraliście? 

Zabraliśmy się do tego tak jak umieliśmy 😉 Z mojego punktu widzenia wyglądało to tak, że poprosiłem kilka osób o współpracę. Zaoferowałem im wielkie NIC i świetlaną przyszłość w pakiecie – czyli tantiemy już po wydaniu (o ile komiks się sprzeda). Co dziwne, zgodzili się! Warto to zaznaczyć, bo wielu grafików odmówiło mi właśnie dlatego, bo nie mogłem zapłacić im z góry. Jedyne, co oferowałem ze swojej strony to scenariusz i coś co wtedy nazywałem „wsparciem biznesowym”, a co w efekcie okazało się być każdym możliwym manewrem promocyjno-marketingowy, jaki przyszedł i przyjdzie mi do głowy.

Tak więc gdy, już mieliśmy ekipę – kontaktując się cały czas przez internet – stworzyliśmy line art (który wykonała Anna Turkiewicz), potem został nałożony kolor, a na końcu dymki z tekstem (dzieła Ryszarda Łobosa). 

Pomysł i scenariusz pierwszego zeszytu były gotowe zanim w ogóle zacząłem zbierać ekipę. 

Czy mieliście jakąś wiedzę na ten temat?

Niestety mogę wypowiedzieć się tylko za siebie i z własnej perspektywy. W moim odczuciu Anna i Ryszard mieli wystarczające umiejętności i dość samozaparcia, żeby pociągnąć ze mną ten projekt. Każde z nas publikowało wcześniej w internecie, również ja. Więc cała nasza, a przynajmniej moja wiedza na temat popytu na tego rodzaju historie, pochodziła z bezpośrednich reakcji czytelników portalu Wattpad. Natomiast wiedza o rynku komiksowym pochodziła z tego, co udało mi się dowiedzieć od zaznajomionych twórców, którzy mieli już za sobą wydania. Intensywnie też obserwowałem rynek, zarówno klasyczne wydawnictwa komiksowe, jak i zbiórki na portalach crowdfunding’owych. Śledziłem różne tytuły, obserwowałem ich żywot. Niestety nieraz też widziałem ich śmierć, na rynku. Obiecałem sobie, że z moim komiksem tak nie będzie. Bez względu na cokolwiek, pojawi się pięć zeszytów i zamknę historię. Dlatego właśnie, kiedy Anna zrezygnowała, natychmiast zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy, żeby możliwie jak najszybciej znaleźć zastępstwo. Znalazłem Artura Hejnę, czyli Grafnastyka i bardzo się z tego powodu cieszę. To niezwykle kreatywny i bardzo zaangażowany gość. Wiem, że gdy tylko drugi zeszyt Dzikusek się ukaże, nie będę już musiał sam jeździć po targach i bibliotekach 😊



Jak przebiegał etapowo cały proces? Macie gotowy komiks i co dalej…?

Jeszcze zanim komiks był gotowy oferowałem się różnym wydawnictwom. Może było to za wcześnie, jednak z drugiej strony wcale nie usiłowałem sprzedać komiksu. Chciałem jedynie zorientować się, czy ktokolwiek z rynku jest zainteresowany czymś innym niż przedrukami z zagranicy. Niestety jedyne wydawnictwo, które w tamtym czasie wydawało polskie komiksy, zaoferowało mi tyle wsparcia, że równie dobrze mogłem sam sobie wydać komiks, a no to niestety nie było mnie stać. Również niestety – choć może na szczęście – żadne wydawnictwo, do którego się odezwałem, nie było zainteresowane „Dzikuskami”. Dlatego właśnie, kiedy komiks był już gotowy, powtórzyłem cały proces. Zaoferowałem się wszystkim znanym mi wydawnictwom komiksowym – w tym celu wybierałem się na każde targi komiksowe i nie tylko, jakie odbywały się w Warszawie. Nie tylko komiksowe, bo uznałem, że rynek jest na tyle mało stabilny i niepewny, że najnormalniej w świecie nie ma co się ograniczać. No i proszę! „Dzikuskami” zainteresowało się Wydawnictwo IX! Póki co to ich jedyny komiks.


Jak wyglądała sprawa finansów? Kto płacił, jakie były koszty i jak ustalaliście cenę?

Początkowo sprawa finansów wyglądała tragicznie. Miałem w zanadrzu plan na crowdfunding i na kampanię dla patronów. Wciąż jednak chciałem uniknąć poniesienia kosztów, które w tamtym czasie były dla mnie po prostu nieosiągalne. Tak, byłem biedniejszy od myszy kościelnej. 

Szczęśliwie zdzwoniliśmy się z Krzysztofem Bylińskim (właścicielem wydawnictwa IX). Pojechałem do Krakowa na negocjacje i przekonałem go ostatecznie, że z tym komiksem i z tą ekipą warto zaryzykować. Obiecałem mu największe zaangażowanie, jakie mógłby dostać od autora, jeśli zgodzi się wydać nasz komiks. Mam nadzieję, że go nie zawiodłem 😊


Czy po drodze były jakieś trudności?

Trudności są zawsze, jak w każdej opowieści 😉 Podstawową był rzeczony brak pieniędzy. Początkowo też trudno mi było znaleźć grafika. Albo się nie zgadzali, bo nie miałem pieniędzy, albo zgadzali, ale mieli zapał palącej się słomy. Płonął ogromnym ogniem, ale zbyt krótko, żeby doprowadzić przedsięwzięcie do końca. 

W samym środku tworzenia komiksu – gdy już ekipa była zebrana – były pewne niejasności i zgrzyty. Czasami zatrzymywaliśmy się nad jednym, jedynym kadrem. Prosiłem o kolejne i kolejne poprawki póki nie byłem zadowolony z efektu, a wtedy nagle okazywało się, że jeden z grafików też miał uwagi i wszystko zaczynało się od początku. Raz nawet doszło do nieporozumienia, które musiałem jak najszybciej wyjaśnić. Chyba nigdy bardziej się nie denerwowałem. Musiałem ważyć każde słowo, bo w końcu rozmowy przez komunikatory, tylko za pomocą słowa pisanego, są strasznie ułomne (nie możemy odczytać niczego z miny ani tonu głosu – widzimy tylko tekst), a jednocześnie nie dać się przyłapać. Siedziałem wtedy w pracy ]:-> 


Jaki był plan na sprzedaż i promocję?

O tym wspomniałem już trochę wcześniej, prawda? Starałem się zrealizować każdy plan jaki przyszedł mi do głowy. Ogoliłem nawet głowę i przez pewien czas uskuteczniałem cosplay Brata Jana Morowego – czyli czarnego charakteru z „Dzikusek”. 

Ostatecznie okazało się, że bez względu na to, czy wydalibyśmy komiks sami, czy, tak jak to ostatecznie zrobiliśmy, z wydawcą, nasze, a zwłaszcza moje zaangażowanie (w końcu sam wkopałem się we „wsparcie biznesowe” 😉 ) i tak musiało być duże. Okazało się, że komiks – jak wydawca sam mi powiedział i bardzo mu dziękuję za ten wyraz uznania – najlepiej sprzedaje się tam, gdzie jestem Ja. Staram się być otwarty, mówić o komiksie jak najzwięźlej, nie bojąc się przy tym porównań do dzieł, które w sumie i tak były inspiracją dla tego komiksu. Dzięki temu ludzie interesują się o wiele szybciej, niż gdybym próbował im sprzedać komiks jako coś super-duper oryginalnego. 


Zabawna anegdotka?

Och! Całe mnóstwo! Choć wtedy były to raczej sytuacje dość frustrujące. Na szczęście teraz można się z nich śmiać. 😊 Oczywiście są też takie, które od początku do końca były pozytywne. Te zajmują szczególne miejsce w mojej pamięci i w tej małej czarnej pikaweczce siedzącej mi w klacie niczym u Grincha 😉 

Na przykład taka: Podczas Gostkonu 2020 podeszła do mnie pewna Pani. Zacząłem jej opowiadać o komiksie i w którymś momencie, troszkę niechcący, uzewnętrzniłem się i odważyłem się powiedzieć szczerze o przemyceniu i przepracowywaniu w komiksie bolączek, które miałem jako nastolatek. Oczywiście zaraz za to przeprosiłem. Usłyszałem, że nie mam za co przepraszać. Pani obiecała mi, że wróci do stoiska razem z córką, która miała przyjść później. Oczywiście, nauczony doświadczeniem, nie uwierzyłem. Sam tak nie raz spławiałem zbyt „energicznych” sprzedawców. Jakież było moje zdziwienie, kiedy ta Pani wróciła ze swoją nastoletnią córką i pełna energii, prawie że zawołała „O patrz! To ten komiks co ci mówiłam. Niech pan opowie jeszcze raz.”. Poleciałem jak z automatu. Dziewczyna okazała się być żywo zainteresowana tematyką. Podpisałem komiks i postarałem się napisać najmilszą dedykację, na jaką było mnie wtedy stać. Był to dla mnie kolejny dowód, że komiks o dorastających nastolatkach znajdujących się we wprost tragicznej sytuacji, może być równie interesujący dla ich rówieśniczek jak i dla dojrzałych kobiet. 


Jakaś rada dla chcących zostać komiksowymi self-publisherami?

Nie wiem, czy nadaję się do dawania rad, zwłaszcza, że kiedy pozostawiono ostateczną decyzję mnie, zrezygnowałem z self-publishingu. Nie miałem nazwiska, którym mógłbym się popisać. Czytelnicy z internetu nie przełożyli się na internetową sprzedaż. Wszystko skupiło się w sumie na mnie i na targach. Nie miałem też doświadczenia w wydawaniu czegokolwiek i po prostu się tego bałem. Teraz mam tę wiedzę, jednak ile razy o tym myślę, tyle razy dochodzę do wniosku, że podjąłem dobrą decyzję wiążąc się z Wydawnictwem IX. 

Jednak dobrze, oto moja rada: Jeżeli macie odpowiednią ilość pieniędzy, czasu, samozaparcia, pewności siebie, ogarniacie proces wydawniczy, jesteście wystarczająco chciwi i jeśli macie jeszcze więcej pieniędzy oraz czasu, to jak najbardziej wydajcie komiks w formie self-publishingu. 
Jeśli natomiast brak wam choć jednej z tych rzeczy, zwłaszcza pieniędzy lub czasu, warto pomyśleć o wsparciu. Bo wydawca, mimo, że niby zgarnia sporo, a często więcej od autorów, to wciąż pozostaje wsparciem. A przede wszystkim jest to osoba, która uznała, że wasze dzieło jest wystarczająco dobre, żeby zaryzykować i wpakować w nie kasę. 



Bartłomiej Sztobryn
Z wykształcenia filozof, z zamiłowania pisarz oraz scenarzysta, z duszy buntownik. Za dnia przeprowadza bestialskie testy na grach, nocą pisze bestseller (tak przynajmniej sobie wmawia). Pomysłodawca Dzikusek oraz ekipowy ogarniacz. Laureat konkursów, między innymi na short do komiksu Incognito, na opowiadanie do antologii Ostatni Dzień Pary II oraz na opowiadanie kryminalno-fantastyczne do antologii Złoczyńcy w uzdrowisku 2. Koneser gier z treścią – zarówno tych “bez prądu” jak i takich, co trochę go potrzebują.

Ryszard Łobos
Z wykształcenia plastyk, wystawiennik, ceramik. Z zamiłowania kreator światów. Wolnomyśliciel, wegetarianin, pacyfista. Uprawia malarstwo olejne, grafikę, ilustracje, komiks, satyrę, koncept art i recycling art. Czasami coś napisze, czasami coś powie. Mieszka w Milanówku.

A. A. Turkiewicz
Rysowniczka pierwszego zeszytu Dzikusek. Debiut komiksowy w trzecim tomie Profanum [Grobaki]; ilustracje do pierwszego i drugiego tomu Ostatniego Dnia Pary; okładka do pierwszego tomu Fantazmatów, aktywizuje się także w ramach ilustracji do trzeciego tomu tej antologii. Publikuje w sieci jako Triopse, odhaczając kolejne własne projekty komiksowe do zrobienia.

Artur Hejna
Nauczyciel plastyki w szkole podstawowej, edukator, warsztatowiec, prelegent, twórca. Jako GrafNaStyk wielokrotnie prowadził warsztaty ilustratorskie na poznańskim Pyrkonie, PGA, Dniach Batmana, Targach Hobby, Biennale Sztuki dla dziecka i innych imprezach związanych z popkulturą i edukacją. Łączy te dwie sfery prowadząc warsztaty z rysunku fantasy, ilustracji, komiksu i rysunku cyfrowego dla początkujących.  Inspiruje się światem dookoła, m.in: muzyką, filmami, książkami, grami komputerowymi. Współtwórca komiksu Stworzeni – Marzenie, wydanego przez Bibliotekę Uniwersytecką UAM w Poznaniu do scenariusza Piotra Czarneckiego. Rysownik drugiego zeszytu Dzikusek.

Profile artystyczne:

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

TOP